niedziela, 14 października 2012

Hendrix i ten drugi

Słucham sobie akurat tego, bo akurat o tych dwóch kolesiach, których chyba nikomu nie trzeba przedstawiać, robię tłumaczenie i pasuje mi, by lecieli w tle.
Leci październik a z nim liście w Parku Południowym a w moim życiu dzieje się raz mniej, raz więcej- z przewagą tego drugiego i cieszy mnie, że są to w większej mierze rzeczy dobre.
Nie jestem stworzona do egzaltowanego pisania, niemniej jednak rozniesie mnie, jeśli nie upamiętnię gdzieś nastroju tego wczesnojesiennego wieczoru, który tak pachnie palonymi liśćmi i ludzką skórą (niepaloną, na szczęście).
I połowę życia się przed tym bronię, ale jestem emocją, cała i na wskroś, wciąż się wzruszam i nie mogę przestać. Ten ślub, tamta śmierć, czyjeś narodziny- wszystko to ważne, bo Wy ważni.
I ważne moje ucieczki, wycieczki, samotności, grymaszenia- jeśli pomagają mi zrozumieć, czego najbardziej w życiu potrzebuję.
***
Nikt nigdy nie zrobił na mnie tak tragicznie długotrwale piorunującego wrażenia, nikt nie ubódł i nie zdziwił mnie mocniej. Nikt tak bardzo nie rozwalił mojego życia na kawałki, żeby z pieczołowitością i czułością poskładać je w swoich dłoniach. Pomimo, że to mnie przeraża, bo co ze mnie za egoista i buntownik, ale nigdy nikogo tak nie kochałam i nikt nie był mi nigdy tak bliski jak Ty, G.