środa, 21 listopada 2012

Jak woreczki

Czasem są takie dni, kiedy najmniejsza rzecz wydaje się być przeszkodą nie do przeskoczenia.
Czasem demonizujemy sobie tę głupią sprawę i odwlekamy w czasie bo wiemy, że będzie nieprzyjemna.
Czasem odwlekamy ją zbyt długo, aż staje się naprawdę nieodzowne wziąć się w garść.

To zawsze dobry moment, żeby odwlec zabieranie się do pracy do późnych godzin nocnych.
Odwlekaniu sprzyja wcześnie zapadający zmrok oraz miliard innych czynników.
Wtedy włącza się gawędziarz-maruda, smutas-czarnowidz, gorzkie refleksje o życiu przeplatane z autonarzekaniem, by nad ranem przerodzić się w panikę pt. "nie dokończę tego gówienka".
Wtedy czas zwalnia, a narzekanie wzrasta.
Ale pretensje można mieć tylko do siebie.

O zbyt łatwe poddawanie się, o pesymizm, o skrajną porywczość w słowach i czynach, o słabość charakteru, o okropną słabość charakteru. O to, że cudze scenariusze na życie wydają się być bardziej spełnione i ciekawsze. O to, że nie potrafi się wykorzystać tak świetnych, danych przez Boga szans. Że rani się ludzi, którzy nas kochają. Że nie potrafi się ogarnąć i zebrać do kupy tak ogromną rzekę czasu. Że ciągle upada i jakoś nie potrafi stabilnie stanąć.
O, jak było się harcerzem, życie było prostsze, dużo prostsze.
Pełniejsze w marzenia, idee i siedzenie w lesie.
Jak idyllicznie z perspektywy czasu wspominam te lata. I jakoś wydaje mi się, że wciąż jestem w środku lasu, w nocy na warcie, że te lata są tutaj, że wcale nie odchodzą. Że to wszystko jest mi strasznie bliskie, bliższe, niż jakaś tam nieodkładalna już na pojutrze praca.

To dopiero próg w dorosłość a wywalam się na nim jak pijak i coś nie mogę wystartować.
Rada jedna- iść spać i obudzić się jutro w innym, być może w końcu bardziej bojowym nastroju- lecz jak to zrobić, skoro noc jest na nadrabianie zaległości w połowie przespanego dnia?
Czarnowidząca zbyt często
K.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz